Najciekawszy newsletter o Medycynie Chińskiej!
- Dołącz do grona naszych czytelników.
- Śledź nasze artykuły, filmy i polecane akcesoria TCM.
Moja przygoda z medycyną chińską zaczęła się od akupunktury. Miałam wtedy siedem lub osiem lat i mieszkałam w rodzinnym mieście, Ostrowcu Świętokrzyskim. Na początku lat 90. pójście do lokalnego gabinetu medycyny alternatywnej nie było zbyt popularne. Jednak moja rodzina miała otwarte umysły i kierowała mnie zarówno do lekarzy medycyny Zachodu, jak i Wschodu. Babcia znała się na ziołach, a w przypadku choroby któregoś domownika stawiała mu bańki. W pewnym momencie to jednak okazało się niewystarczające, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Jako dziecko często zmagałam się z różnymi dolegliwościami, szczególnie układu oddechowego. Przyjmowałam wiele leków i antybiotyków, ale zaburzenia równowagi organizmu wciąż powracały. Któregoś dnia dowiedzieliśmy się o lokalnym gabinecie akupunktury. Dlaczego zatem nie spróbować?
Pierwsze spotkanie z terapeutką pamiętam trochę jak przez mgłę – leżę na łóżku do masażu, trochę mi zimno i … czekam na efekt. Nie byłam pewna, co będzie dalej, ale czułam duże podekscytowanie. Miałam igły w ciele wbite w najróżniejsze miejsca: ręce, nogi, brzuch, głowę, ale zabieg był całkiem bezbolesny. Nie mogę sobie przypomnieć, czy terapeutka badała mi puls i jak wyglądał wywiad. Mój dziecięcy umysł miał tendencję do zagłębiania się w odczucia i świat wyobraźni, a pomijał pewne aspekty rzeczywistości. Tak było szczególnie wtedy, gdy mierzyłam się z nową, nieznaną sytuacją.
Podczas zabiegu nie czułam bólu, ale leżenie bez ruchu sprawiało mi sporą trudność. Można powiedzieć, że to było moje pierwsze doświadczenie związane nie tylko z akupunkturą, ale też z medytacją. To wtedy pojawiły się pierwsze skojarzenia, że może chodzi o coś więcej, że choroba to nie tylko zespół objawów, że wpływa na nią szereg różnych czynników. I że nie zawsze tabletka spowoduje zakończenie jakiejś choroby i wykreślenie jej z pamięci. Myślę, że to były moje “zalążki’ holistycznego podejścia do własnego zdrowia.
Po skończonej wizycie pojawiła się ulga w ciele i w umyśle. Skorzystałam z całej serii zabiegów, a praca z meridianami i przepływem energii Qi znacząco poprawiła moje zdrowie i psychikę. Odporność immunologiczna zwiększyła się, chorowałam już rzadziej.
Akupunktura “otworzyła” mnie na terapie naturalne, chociaż wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Tak rozpoczął się proces dochodzenia do zdrowia na wielu różnych płaszczyznach: podejścia do własnych emocji, wyboru diety i ziół, pracy z myślami, ćwiczeń fizycznych, rozwoju duchowego i osobistego. Jednak to wszystko działo się w pewnych etapach.
Przez kilkanaście lat dalszego życia nieco odsunęłam się od natury. Poszłam “z prądem”, czyli medycyną konwencjonalną, a intuicja, zioła, holistyczne podejście do zdrowia – zeszły na dalszy plan. Jednak “ziarno” zostało zasiane, potrzeba było jedynie odpowiedniego momentu na jego “wykiełkowanie”.
Mój powrót do natury wydarzył się po studiach. Nadal interesowały mnie wyniki badań naukowych i zdanie lekarzy na różne tematy. Jednocześnie u wielu z nich zauważałam stereotypowe podejście do leczenia pacjenta, które często opierało się na błyskawicznej diagnozie i przepisaniu leków bez uwzględnienia wielu innych czynników. Za bardzo koncentrowali się na objawach choroby, a ja – dzięki swojej wrodzonej ciekawości – chciałam szukać głębiej. Poczułam, że warto sięgać po odpowiedzi do różnych źródeł, jednocześnie okazując szacunek do środowiska lekarskiego.
Miałam 26 lub 27 lat i chciałam w jakiś sposób zmienić swoje życie. Czułam, że pewne rzeczy, które mi się przydarzają, nie dzieją się “przez przypadek”. Zdawałam sobie sprawę, że wiążą się z poziomem energii w ciele – tam, gdzie jest jej brak, występują pewne niedobory i przejawiają się nie tylko w fizyczny, namacalny sposób.
Zmianę nawyków zaczęłam od diety i ćwiczeń fizycznych. W naturalny sposób wybrałam produkty dobre jakościowo, odrzucając te, które nie służyły mojemu organizmowi. Powróciłam – bo trenowałam regularnie w szkole podstawowej – do regularnych treningów fitness oraz do biegania. Opłaciłam zajęcia z trenerką personalną, która jednocześnie układała plan posiłków. Kobieta miała otwarty umysł i interesowała się różnymi terapiami naturalnymi.
Historia zatoczyła koło, ponieważ wkrótce trenerka zaczęła się uczyć technik akupunktury i je wykonywać w praktyce, między innymi na mnie. Nie sprzeciwiałam się, wiedziałam, że to dobry wybór i że na pewno nie będę żałowała. Miałam do niej pełne zaufanie. Znałyśmy się dobrze, dlatego wywiad nie był już potrzebny. Kobieta zbadała mój puls, dotknęła wybranych partii ciała i rozpoczęła zabieg. W trakcie wizyt dostałam również zalecenia, szereg inspiracji i ciekawostek związanych z TCM. Zaczęłam czuć się znacznie lepiej, a spotkania nie tylko przywracały mi życiową energię, ale też wyostrzyły moje zmysły i wyciszyły nadmiernie czujny układ nerwowy. Akupunktura wzmocniła też efekty działania diety i ćwiczeń fizycznych.
Poza tym otworzyłam się na różne życiowe możliwości i nabrałam pewności siebie oraz swobody w kontaktach z innymi. Wróciła pierwotna radość i chęć do działania. Zaczęłam odkrywać siebie w różnych dziedzinach życia, czyli próbować różnych aktywności, które przynosiły pozytywną energię.
Jednocześnie kontynuowałam spotkania z innymi specjalistami medycyny zachodniej, osteopatii itd. Zajmowałam się również praktykowaniem jogi i medytacji. Tam nauczyłam się, jak prawidłowo oddychać, wykonywać ćwiczenia fizyczne tak, aby zapobiec kontuzjom.
Muszę przyznać, że jestem zwolenniczką połączenia medycyny konwencjonalnej z alternatywną oraz świata nauki z duchowością. Doświadczenie akupunktury, do którego wróciłam w dorosłym życiu, było jednym z “kamieni milowych” na mojej życiowej ścieżce. Był to też początek wielu zmian i procesu holistycznego rozwoju, który moim zdaniem trwa całe życie.
Najciekawszy newsletter o Medycynie Chińskiej!